Wiele z nas, stając się liderkami, ma w głowie jeden obraz — surowej i zimnej szefowej w stylu Mirandy Priestly z „Diabeł ubiera się u Prady”. Przyznaję, że sama miałam takie wyobrażenie, gdy zaczynałam. Ale to serio nie wzięło się z niczego - moja pierwsza szefowa była bardzo do niej podobna. Skąd miałam niby wiedzieć, że to jest toxic?
To dość typowe, że kiedy sama zostałam liderką, moim naturalnym odruchem było zrobić dokładnie odwrotnie jak robiła Miranda - czyli być super miłą, uczynną i nadodpowiedzialną koleżanką.
Uważałam, że muszę włożyć w siebie całą wiedzę z książek, obejrzeć wszystkie możliwe webinary i iść na milion szkoleń o leadershipie I DOPIERO WTEDY będę wiedziała jaka mam być. To było straszne. Dla wszystkich.
Dla mnie - bo musiałam siebie przekraczać, nadwyrężać i uciszać.
Dla zespołu - bo raz byłam jak Steve Jobs, raz jak Brene Brown, a brak stabilnego i przewidywalnego lidera to brak zaufania (o braku zaufania i spokoju w zespole pisałam tutaj).
Dziś wiem, że kluczem do sukcesu nie jest naśladowanie gotowych wzorców, ale odkrycie i rozwinięcie swojego unikalnego stylu przywództwa. Serio można być liderką po swojemu i bez kompleksów (a raczej pomimo kompleksów!).
Jakie wyzwania stoją przed nowymi liderkami?
Niejednokrotnie liderki stają przed podobnymi problemami. Zapytałam uczestniczki webinaru “Leadership po swojemu”, organizowanego przez Talenti, o ich największe rozkminy.
Dwie najpopularniejsze odpowiedzi to: „Chcę robić wszystko sama” i “Wydaje mi się, że zatracam poczucie siebie i moją decyzyjność, bo chce się przypasować zespołowi”.
Te dwie skłonności są dość oczywiste. Awans to często nagroda za bycie świetną specjalistką, ale tych specjalistek rzadko kto potem uczy, jak zarządzać ludźmi i wciąż czuć się ze sobą dobrze.
Trzeba sobie uświadomić trzy rzeczy:
1. że te myśli są naturalne, prawomocne i świadczą o pewnej dojrzałości
2. że prawie wszystkie liderki tak myślą
3. że to się da zmienić.
I właśnie w tym momencie zaczyna się prawdziwa przygoda – droga do bycia liderką po swojemu.
Delegowanie: sztuka i strategia
Problem z delegowaniem to normalka i dla początkujących, i dla doświadczonych liderek i liderów. Sama o teorii delegowania wiem niemal wszystko, a praktyka raz mi wychodzi, a raz nie.
Wszyscy mówimy, że trzeba delegować, wszyscy chcemy delegować, ale rzadko kto pyta: ALE WŁAŚCIWIE PO CO? Wynika z tego masa frustracji po obu stronach.
Moja strategia opiera się na prostych filarach:
- Określ cel: Pytanie „Po co deleguję?” jest kluczowe. Może to być chęć zwiększenia samodzielności zespołu, a nie tylko pozbycie się zadania.
- Ustal sposób: Wspólnie z zespołem wypracujcie jasne zasady, aby uniknąć niedomówień.
- Bądź szczera: Uczciwie przyznaj, że masz tendencję do wtrącania się.
- Daj zespołowi głos: Umożliwiaj zespołowi przypominanie ci, że to ich zadanie, a ty masz im zaufać.
Trzy pytania, które pomogą odnaleźć siebie
Moment, w którym napisałam sobie w notatce, że nie jestem rekinem biznesu, był momentem absolutnie wyzwalającym w moim życiu. To uświadomiło mi, jak ważne jest poznanie swoich ograniczeń i zaakceptowanie ich (dzięki, Aga, za uświadomienie mi, że mogę być ślimakiem biznesu <3).
Proponuję, abyś zadała sobie trzy fundamentalne pytania, które pomogą w budowaniu autentycznego przywództwa:
- Kim jestem? Jakie są moje wartości, czego chcę od życia i pracy, jaką liderką chcę być?
- Po co istnieje mój zespół? Jakie są jego główne zadania? Gdzie się kończy moja odpowiedzialność, a zaczyna ich?
- Na co mam wpływ, a na co nie? Jakie zasoby mam do dyspozycji i co mnie blokuje?
To proste, ale głębokie pytania pomogą ci zbudować jasną wizję i nie dać się ponieść presji.
Weryfikuj, nie domyślaj się
Wiele problemów wynika z domysłów: „mój zespół tego ode mnie oczekuje”, „muszę zrobić wszystko, żeby czuli się bezpiecznie”. Zamiast działać na podstawie założeń, po prostu zapytaj!
- „Czego potrzebujesz, kiedy mnie nie ma?”
- „Które zadania są dla ciebie najważniejsze?”
- “W jakim obszarze mam cię wspierać, a w jakim mam się odwalić?”.
Za ostro? No cóż, to te reszki Mirandy we mnie!
Nazywanie rzeczy po imieniu i weryfikowanie swoich założeń zdejmuje ogromny ciężar z pleców. Wielu pleców.
Ostateczna rada: Odpuść sobie
Na koniec chcę ci powiedzieć coś ważnego: odwal się od siebie, choć troszkę. Let it go, jak śpiewa klasyczka.
To nie jest zachęta do rezygnacji z ambicji. To apel o zdrową równowagę między dążeniem do perfekcji a akceptacją siebie średniej.
Ostatecznie, to nie jest naśladowanie filmowych bohaterek, ale tworzenie scenariusza nowego filmu. Ja bym swój oglądała. A ty?




